|
Cena Sławy
Strona 2
Autor: Xarana
1 : 2 : 3 : 4 : 5 : 6 : 7 : 8 : 9 : 10
- Idźcie stąd przybłędy, tu nie miejsce dla was - wycedził szelma Lira.
W tym momencie od strony Ratusza podszedł wysoki mężczyzna, ubrany w kunsztowną brązowo - złotą zbroję. Zbroję wyróżniającą najdzielniejszych, najodważniejszych rycerzy. Zbroję, o której wielu marzyło, a którą niewielu było w stanie przywdziać.
- Witajcie mości. Co tu się dzieje?
- Witaj czcigodny Artumosie. To nasza sprawa. Nasza i tego tu młokosa. Nie wtrącajcie się.
- Nie, to nie wasza sprawa. Nie kpijcie no - warknął Artumos - dajcie mu spokój. Idźcie do tawerny i zamówcie antałek mocnego żółtego trunku, bo widzę żeście nie dopici.
- Spokojnie Artumosie, właśnie tam idziemy - odezwał się najstarszy z grupy, wsuwając do pochwy na wpół dobyty miecz.
Młody rycerz spojrzał na oddalających się, którzy szli lekko chwiejnym krokiem a następnie zwrócił się do swego wybawcy.
- Dziękuję wam panie, macie tu wielki posłuch.
- Daruj sobie tego pana - rzekł mistrz Artumos, klepiąc młodego po ramieniu
- Widzę, żeś tu nowy i nie obeznany. Mam propozycję, niedaleko stąd, tuż za rogiem, jest oberża słynna z dobrego piwa a tamtejsza kuchnia nie ma sobie równych w całej okolicy. Zwą ją "Pod Ściętym Małpoludem". Wybieram się tam właśnie z myślą o posiłku i noclegu. Nad oberżą są pokoje gościnne. O ile mi wiadomo dziś skończył się odpust, więc coś tam się zwolniło. Ja tu i tak mam stałą kwaterę jak i reszta mężów wolnego stanu kawalerskiego, członków Gwardii Królewskiej. Noclegi opłaca nam Rada Miasta z podatków. Byłoby miło, gdybyś zechciał dotrzymać mi towarzystwa. Tam przy antałku możemy sobie pogadać o czym tylko zechcemy. Tam też będziesz miał sposobność poznać zacnych naszego grodu.
Młody zaklinacz spojrzał w oczy nieznajomemu, zdjął rękawicę i uścisnął wyciągniętą ku sobie dłoń.
- Przyjmuję, ciesząc się z zawartej znajomości. Rodzice nazwali mnie Kazumoto ale przyjaciele wołają do mnie Kazu.
- Mów mi Artum, chodźmy zatem przyjacielu do tawerny wychylić kufelek przedniego piwa. Panie czarodzieju, ciebie też zapraszam.
- A chętnie skorzystam- odparł - mocno jużem strudzony. Moje stare kości potrzebują wypoczynku. A i żołądek też daje głośne znaki, upomina się o swoje.
Weszli do zatłoczonej i gwarnej o tej porze oberży. Dym nikotyny mieszał się z zapachem płonących lamp oliwnych oraz zapachem śledzi ze świeżo otwartej beczki. Zaduch szczypał w oczy, powodując łzawienie. Palenisko z rożnem, na którym skwierczała pieczeń jagnięca, przyciągnęła wzrok, jednocześnie drażniąc nozdrza zgłodniałych wędrowców, swym jakże cudownym zapachem. Zapachem, który powodował napływ śliny, wydzielanie soków trawiennych i... i wszystko inne stawało się nie ważne. Ważne było jedynie to, co tu i teraz dostanie żołądek, w końcu napełni się do syta.
Nad kontuarem wisiały warkocze czosnku, nie wiadomo czy jako przyprawa, czy do odstraszania wampirów lub wszelkiego innego nie umarłego paskudztwa, jakie szwendało się poza bramami miasta, mając za siedzibę opuszczoną Świątynię Belfist.
Na ścianach dookoła sali, wisiały różnej wielkości czaszki z porożem, które służyły tu gościom do wieszania broni, płaszczy, przyłbic. Czaszki bialutkie, dobrze wyprawione, gotowane w perhydrolu, przez kulawą córkę karczmarza o imieniu Bumi. Tej sztuki nauczył ją kiedyś kłusownik Tangra grasujący na wzgórzach Merak, kumający się z przestępcami z Obozu Furiatów. Właśnie teraz utykając krzątała się koło rożna, polewając mięso piwem dla skruszenia a wielkie krople tłuszczu i trunku skapywały na rozżarzone węgle, powodując syk i wznoszące się opary białego dymu.
Przy stołach siedzieli ludzie różnych stanów i profesji, gwarząc wesoło o swoich przeżyciach ostatnich dni, o udanych polowaniach, o spotkaniach twarzą w twarz ze straszliwymi stworami, o panienkach niebywałej urody i o wielu innych sprawach.
Czytaj dalej ->>
|
|