|
Na ratunek Avaya
Strona 4
Autor: aria
1 : 2 : 3 : 4 : 5
- Dedo ruszyła do Randol przejąć dowództwo, a Koba zaraz po otrzymaniu posiłków miał ruszyć naszym tropem.
- Gdzie Avaya?
Antidotum spojrzał na nas i na Hebe.
- Jest pojmana jednak zdołała mi przekazać wskazówkę miejsca jej pobytu przez magię.
- Więc na co czekamy? - Moregn zapalił się natychmiast do walki- trzeba ją odbić!
Jorgan z paskudnym uśmiechem przetarł ostrze swego miecza, ja nie miałem najlepszych przeczuć co do najbliższej bitwy nadal przez moje ciało przechodziły fale żaru demon niecierpliwił się do bitwy, a to zawsze źle wróżyło.
Zatrzymaliśmy się parę mil od kopalni, tak by nie mogli odkryć naszego położenia. Wraz z naszymi dowódcami weszliśmy na wydmy starannie wtopieni w otoczenie. Naszym oczom ukazał się legion Czarnego Rycerza.
- "Słyszę odgłosy kilofów i młotów
Kto dąży do chwały, ten nie zna słabości!
W cieniu baldachimu skrywam sie przed słońcem
Gorzkie łzy przełykam i marzę o Wolności..." powtórzył szeptem Antidotum wskazówkę która doprowadziła nas do miejsca gdzie była przetrzymywana nasza Avaya.
Zwiadowcy oznajmili, że posiłki z Kobe i Dedo są już niedaleko. Nie było już na co czekać o świcie zamierzaliśmy zaatakować obóz wroga. Nasi wojownicy całą noc szykowali swój rynsztunek pozbywając się wszystkiego co ciężkie i nieporęczne. Pustynny piasek wciskał się wszędzie, nocny chłód nas motywować do dalszego działania. Nim słońce wstało na horyzoncie i zaczęło nas palić swym żarem byliśmy już gotowi.
Ruszyliśmy w biegu lecz bez okrzyku by jak najpóźniej nas spostrzeżono ale wiadomo kiedyś musiało się to stać. Pierwsze zaatakowały nas piaskowe golemy, ciężko się z nimi walczyło ale magia czarownicy Hebe nas wspomagała. Mieliśmy przewagę lecz i ona nie trwała długo, rozległy się syki i groźne pomruki.
-Uważajcie!- zdążyłem krzyknąć spod piasków wyłoniły się bazyliszki, dowódca sił chaosu zaśmiał się szyderczo na naszą próbę odbicia więźnia. Musiałem zrobić unik, wielka paszcza uzbrojona w ostre zęby kłapnęła przede mną, obrzucając wszystko wokoło swą śliną. Jorgan walczył gdzieś koło mnie nasi dowódcy brnęli do przodu starając się przebić przez bestie i dotrzeć do Avayi. Morgena straciłem z oczu nie wiedziałem gdzie walczy czy też może już poległ. Obok mnie jeden z naszych rycerzy został rozszarpany. Wzbierała we mnie wściekłość, moje ciało znowu przepełnił żar. Szyderczy śmiech Czarnego Rycerza zdawał się teraz śmiechem mojego demona. Moje mięśnie zaczęły się napinać, z gardła wydobył się nie ludzki krzyk. Nie wiedziałem już czy to ja czy może któraś z bestii. Świat na chwile zniknął i przez chwile stanąłem po drugiej stronie twarzą twarz z demonem...
- Mała bezradna istotka- zaśmiał się
Moje zmysły znowu powróciły do bitwy, było to tak jakby ktoś uderzył mnie czymś tępym w głowę. Moje szpony i ogniste kule raniły wrogów, w szale jaki mnie przepełniał pod wpływem przemiany parłem do przodu do Rycerza. Nie zdałem sobie sprawy kiedy nadleciały harpie i w jakim położeniu się znajdujemy. Para szponów wbiła się w kark, ciepła ciecz chlupnęła mi na pierś. Zanim zawirował mi świat przed oczami z powodu wykrwawiania się usłyszałem świst strzał jaki nadleciał skądś.
Potem była już tylko biel...
- Mało brakowało nędzna istoto...- usłyszałem gdzieś w głębi siebie głos demona
Otworzyłem oczy
-Mało brakowało Tranvils- rzekł Morgen na twarzy miał szpecącą bliznę, zobaczył mój wzrok który zatrzymał na jego twarzy niestety nie wszystko magia potrafi uleczyć.
- Co z...- uciąłem w połowie zdania.
Czytaj dalej ->>
|
|